wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 6

Ania
- Powinnaś się zorientować, że ja i moja wspólniczka chcieliśmy was poróżnić. I udało nam się to- Dominic szepnął mi do ucha.
-Al.. Ale jaka wspólniczka?-zapytałam.
- Dowiesz się w swoim czasie- zbliżył się, próbując mnie pocałować.
Ale nie zdążył, ponieważ strzeliłam mu nogą z liścia.
-Mam chłopaka...-powiedziałam.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę wyłącznie ciebie.
-Ale ja Ciebie nie !-krzyknęłam.
- Ta ulica nie jest przez nikogo zamieszkiwana, nikt cie nie usłyszy. Nie miej nadziei.
-Usłyszą mnie-powiedziałam.
- Tylko idiotka tak myśli- zaśmiał się arogancko.
-Więc tak to jestem idiotką.
- Moją, tylko moją idiotką. A ja takie uwielbiam- uśmiechnął się szarmancko.
-Wiesz.. Nie wiem jak mogłam Cię lubić-uśmiechnęłam się.
- Nie lubić. Kochać. Pokochałaś mnie. A ja ciebie. I nadal tak jest- westchnął.
-Nie jest-powiedziałam.
- Może ty mnie nie kochasz, ale ja ciebie tak- pocałował mnie w policzek, a ja próbowałam go w jakiś sposób odepchnąć- Nie rezygnuj z nas.
-Nie kocham Cię..
- Ależ ja ciebie. Nie czujesz tego?
-Nie-powiedziałam szorsko.
- Wracając do tematu. Chcesz się dowiedzieć kto jest moim wspólnikiem?
-Tak-powiedziałam szybko.
- A więc moim wspólnikiem jest..- zawahał się przez chwilę- April. Z April to zaplanowałem. Cieszysz się? Bo ja ogromnie. Poróżniłem Ciebie i Gila, i jestem zadowolony, że misja się udała- w jego oczach pojawiło się zło.
-Nienawidzę Cię..
- Nienawidzisz nas.. April również jest zmieszana, i chyba nie wiedziałaś.. że April się z nim całowała. Wszystko poszło gładko. I nie musieliśmy się w ogóle wysilać.
-Was... Ciebie.. Ją.. Was wszystkich-łzy napływały mi do oczu.
- Nie płacz, maleńka. Wystarczy że mnie pocałujesz, jak przy pierwszym spotkaniu- uśmiechnął się ciepło, co było wyraźnym zaskoczeniem.
-Nigdy...
- Nigdy mnie nie pocałujesz, czy nigdy nie zapomnisz o naszym spotkaniu?- zapytał.
-To pierwsze..
- Przypomnij sobie nasze pierwsze spotkaniu. Kocham Cię. 
-Pamiętam. To wtedy popełniłam najgorszy błąd w życiu.. Poznałam Ciebie-powiedziałam oschle.

Gilbert
Obudziłem się. Czyli to był tylko sen. Ania nie została porwana i nie jesteśmy parą. Postanowiłem porozmawiać z tatą.
-Tato jak znalazłem się tu w domu?-zapytałem.
- Z tego co słyszałem, rozmawiałeś z Anią i twoim kolegom Dominiciem i doszło do bójki. Zostałeś lekko pobity, a Ania uciekła z miejsca wydarzenia. Dominic uciekł- powiedział szybko zdenerwowany.
-Ale jak to się stało?
- Dominic nie chciał dopuścić do tego, że Ania wybrała ciebie i jak doszło do rozmowy o jej chłopaku, wybrała ciebie Gilbercie. Dominic się na ciebie rzucił, a Ania uciekła. Nie było nikogo w pobliżu, i wróciła do domu.
-A.. Ale jak? Ania i ja.. To nie jest możliwe...-powiedziałem.
- Jest możliwe. Ona cię kocha i za chwilę przyjdzie cię odwiedzić- uśmiechnął się i wyszedł.
Ale, że ja i Ania... Nie to nie jest możliwe. W pewnym momencie usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem je, a za nimi stała we własnej osobie panna Shirley.
-O... Cześć Aniu-przywitałem się.
- Cześć Gilbert. Tak bardzo się o ciebie martwiłam- złapała mnie za rękę i ścisnęła ją- Kocham cię.
-Tak wiem. Ja Ciebie też-powiedziałem.
- Żałuję, że uciekłam. Nie powinnam tego robić. Postąpiłam niewłaściwie. Przepraszam- odparła szczerze, i to było w niej widać.
-Nic się nie stało-uśmiechnąłem się.
- Przepraszam, że uciekłam jak mnie pocałowałeś. To było niesamowite, i nadal trudno mi uwierzyć w to co się stało. Ta cała sytuacja z Dominiciem, i bójka.. Nie chciałam żeby do tego doszło- popatrzała mi w oczy- To moja wina- powiedziała rozczarowana.
-Ej, ej. To nie jest twoja wina. Jasne?-zapytałem.
- Jasne jak słońce- odparła szczęśliwa- Jestem najszczęśliwszą dziewczyną.
-Zaś ja jestem najszczęśliwszym chłopakiem-pocałowałem ją.
- Nikt i nic już nas nie rozdzieli-obiecałam chłopakowi.
-Nic-powiedziałem i jeszcze raz ją pocałowałem.

Diana
Czekałam na Anię która pospiesznie poszła do Gilberta po całej sytuacji z Dominic'em. Jestem ciekawa, czy są razem, a również podekscytowana dzisiejszym spotkaniem z Fredem. Z pokoju Ani usłyszałam trzask drzwiami i nagle Ania wparowała mega szczęśliwa do pokoju. 
- Przeczuwam, że wszystko poszło po twojej myśli- zachichotałam. 
-Nawet nie wiesz jak się cieszę !-krzyknęła szczęśliwa i upadła na łóżko.
- Przeczuwam, że był pocałunek- i również rzuciłam się na łóżko. Po chwili zaczęłyśmy skakać jak dwie szczęśliwe wariatki- Nic ci nie mówiłam, ale dzisiaj jestem umówiona z Fredem- pisnęłam z podekscytowania. 
-Aaaaa!-krzyknęła. Będziemy chodzić na podwójne randki i takie tam !.
- Właśnie. Miałam dzisiaj powiedzieć, że jutro jest wigilia! Omal sama nie zapomniałam- krzyknęłam z radości. 
-Och, Diano-westchnęła.
- Coś nie tak ze mną? Wiem, czasem jestem zapominalska i w ogóle- zaśmiałam się. 
-Haahah. Dokładnie Diano-zaśmiała się.
-Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie- przytuliłam ją i po chwili razem upadłyśmy na podłogę ze śmiechem.
-Zaś ja bez Ciebie-zaśmiała się.
Postanowiłam nie zwlekać z przygotowaniami na spotkanie z Fredem i już się uszykować, żeby się spóźnić.
- Jak myślisz, ładnie będzie mi w tej sukience?- zapytałam, po wyjściu z łazienki, po przymierzeniu 5-tej sukienki.
-Kolejna-powiedziała śmiejąc się.
- Chyba wezmę tą białą w kwiaty - przyglądałam się jej uważnie- Jak sądzisz?  
-Doskonała. Ale Diano nie zapominaj, że jest zima-powiedziała.
- A co tam. Przecież wiesz, że ja nie zwracam uwagi na takie drobnostki-zachichotałam.
-Ale rozchorujesz się. Ubierz lepiej coś na siebie-zaśmiała się.
- Dobra. Jak tak się martwisz ubiorę płaszczyk, czapkę i jakiś szalik. Pasuje?- zaśmiałam się cicho.
-Pasuje-zachichotała.
- Dobra ja lece, bo się spóźnię- odparłam z przejęciem, i ubrałam przygotowane przeze mnie buty. 
-Leć!-powiedziała.-Tylko się nie zgub-zaśmiała się.


Fred
Obawiam się, że to spotkanie nie wyjdzie nam najlepiej. Nie wiem co może się wydarzyć. Będę dobrej myśli- powtarzałem w duchu. Czekałem obok strumyka- tak jak się umawialiśmy. Niestety była spóźniona o 5 minut. Zamartwiając się ruszyłem w stronę jej domu, ale ona po chwili wyszła ze ścieżki. 
-Cześć Fred. Przepraszam, za spóźnienie, ale wiesz jak jest-powiedziała.
- Tak, tak. Dziewczyny potrzebują 'wiecej' czasu na przygotowania. Ale chciałbym wrócić do tematu- powiedziałem chętnie.
-Dobrze więc-odpowiedziała.
- Chciałem cię o co.. o.. yyy... o coś.. emm.. spytać- jąkałem się.
-To dawaj-zaśmiała się.
- Chcesz być moją dziewczyną?- spytałem się szybko, licząc że nie usłyszy ostatniego słowa.
-TAK!-krzyknęła.
I wskoczyła mi w ramiona, jakbyśmy za chwile mieli zawrzeć małżeństwo.
- Cieszę się. Zakochałem się w tobie.
-A ja w tobie...-powiedziała.
- Love Forever- odparłem po angielsku- Kocham cię bezgranicznie. A jak tam Ania i Gilbert?- zapytałem z ciekawości, odrywając się od tematu.
-Doskonale. Są parą!-powiedziała szczęśliwa.
- Tak jak my- pocałowałem ją namiętnie. Trzymając się się za rękę maszerowaliśmy razem po ścieżce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz